piątek, 27 grudnia 2013

Rozdział 3 - Harry

Zabawny. Idealne słowo opisujące początek tej walki. Czarnowłosy mężczyzna w ogóle nie pasował do tego zrzędy przed nim. Prawdę mówiąc, nie zwracałem na nich uwagi dopóki nie skończyli na ziemi bijąc się nawzajem. Byłem zbyt zajęty rozwianiem z Markiem i Davie’m o wczorajszej kolacji z moimi rodzicami, na którą "nie mogli iść" z powodu jakiegoś obowiązku w domu związanego z Xboxem.


Wiedziałem, że oni po prostu próbują uniknąć kłopotliwych pytań, moi rodzice zawsze pytali o ich dziewczyny (nie tylko dziewczyny oni po prostu się tego uczepili, jeden z powodów, dlaczego oni nigdy nie chcieli rozmawiać o tym z dorosłymi), skarżą się na dziecinne zachowanie swoich dzieci i te ich wszystkie kwestionariusze, dlaczego nie chcą jeszcze studiować czegoś na uniwersytecie. 
Moja rodzina nie byłą zbytnio sympatyczna, a ja byłem całkowicie tego świadomy, ale przynajmniej myślałem, że dadzą mi jakieś wsparcie, kiedy moja mama zacznie narzekać, o tym jak bardzo leniwy się staję i jak potrzebuję zachęty by przejść dalej z moim nudnym życiem. Jej zachętą zwaną również jako dziewczyna, Charlotte Husher, będąc bardziej szczegółowym. Charlie była wspaniałą dziewczyną. Lubiła się uczyć, była cholernie ładna i słodka, zawsze pomagała ludziom. Była również córką najlepszej przyjaciółki mojej mamy ze szkoły średniej, i to właśnie, dlatego chciała żebym z nią był, mimo, że było źle. Ale ja nie byłem jeszcze gotowy na związek, a ona nie potrafiła tego zrozumieć. To, dlatego potrzebowałem chłopaków, ale oni woleli uniknąć całego wstydu i po prostu zostać w domu i śmiać się na myśl o mnie zupełnie samym z moją rodziną.

 Przestałem narzekać na to jak nudno było wczoraj, kiedy usłyszałem ludzi plotkujących o tej dwójce na ziemi i nie mogłem powstrzymać się od rozkoszowania się tym widokiem. To było całkiem zabawne, jak malutki facet próbował reagować na ciosy tego marudnego chłopaka. 


-Dziesięć dolców, że duży chłopak skończy na podłodze.- Davie zaśmiał się i nie mógłbym kiedykolwiek odmówić zakładu. Zawsze lubił grać w inny i wbrew wszystkiemu logiczny sposób, choć to zawsze kończyło się jego załamaniem. 
-Chodźcie, spójrzcie na tego faceta, wygląda jak mysz walcząca ze słoniem. Jestem za.- Mark roześmiał się i po po prostu zgodził się, patrząc na Davie jakby mówiąc: „człowieku ty nigdy się nie nauczysz, prawda?"
 Następne minuty były trochę rozpraszające wiec wciąż się gapiliśmy na chłopców mówiąc sobie coś co chwile na ucho i starając się dowiedzieć ile czasu to zajmie, by ten chudy zaczął błagać o litość; praktycznie myślałem, że to stanie się zaraz, ponieważ jego twarz już mocno krwawiła. Zabawa nie trwała zbyt długo. Po paru sekundach dziewczyna podeszła do nich i wyglądała na bardzo przejętą. Pewnie chodziła z tym krwawiącym. Tak, na jej miejscu też bym się bał. Chłopaczek miałby naprawdę dużego farta gdyby przeżył tę walkę.

 Zaskoczyła nas kiedy zbliżyła się trochę bardziej do tego dużego mężczyzny. Miała przerażenie w oczach, ale nie martwiła się o siebie czy o zakrwawionego chłopaka, tylko o tego drugiego. Z jakiegoś powodu bała się o tego wielkiego słonia, który miał właśnie publicznie zabić człowieka przy dużej ilości przerażonych i rozbawionych świadków.

 
Krzyczała coś na niego, ale przez ten czas nie mogliśmy nic usłyszeć, bo szepty każdego z nas topniały razem i tworzyły całkiem nieprzyjemne brzęczenie dla naszych uszu. Patrzyłem przez chwilę, starając się zrozumieć, co ona robi, dopóki chłopak naprawdę się wkurzył i odwrócił do niej popychając jej kruche ciało na stoły, wokół nas. 
Krew zaczęła szybciej biec w moich żyłach i czułem moje gorące od gniewu policzki. Starałem się iść w kierunku dziewczyny, by jej pomóc, ale tłum ludzi wcale mi w tym, nie pomagał. Byli wszędzie, szeptali, patrząc niezgrabnie na dziewczynę na podłodze, starając się chronić ją przed agresywnym facetem, który jest teraz w posiadaniu grupki facetów, którzy robią mu wszystko, co on zrobił tamtemu chłopakowi. 
Widziałem jak dziewczyna próbowała niezdarnie wstać, bezskutecznie. Jej głowa krwawi, a fakt, że zdałem sobie z tego sprawę z tak dużej odległości między nami, świadczył, że uraz był poważny, bardzo poważny.
-Kurwa! Davie zadzwoń po karetkę, Mark pójdź po ochronę- Krzyknąłem do kolegów biegnących za mną, kiedy szedłem naprzeciw grupie na środku pomieszczenia i próbowałem rozdzielić ich dopóki nie przyjdzie ochrona. Mój wzrok był wciąż skupiony na dziewczynie, która wydawała się całkowicie zagubiona i przestraszona podczas oglądania tego wszystkiego co się działo wokół niej. Wyglądało to jakby nie wiedziała co się dzieje dopóki umundurowani mężczyźni się pokazali i zakuli przed chwilą bijących się mężczyzn. Wtedy jej oczy się szeroko otworzyły i kolejny raz starała się podnieść swoje ciało szukając oparcia w słupie obok niej. Jej nogi znów odmówiły posłuszeństwa i zanim zdążyła upaść, podtrzymałem ją.
-Hej, hej, nie męcz się musisz udać się do szpitala. - starałem się brzmieć przyjaźnie i pomocnie, aby sprawić by mi zaufała i aby pozwoliła mi  doprowadzić się do karetki, ale złe spojrzenie jakim mnie obdarzyła świadczyło, że nie cieszy jej moja obecność. Co zrobiłem, by zasłużyć na to palące spojrzenie ?

- Przykro mi, ale nie mam na to czasu. - tak naprawdę nie mówiła szczerze "przepraszam", ona tylko starała się nie brzmieć zbyt niegrzecznie, co zdecydowanie jej nie wyszło. Kiedy próbowała się wyrwać z mojego uścisku ponownie straciła równowagę, z jej ust uciekł cichy jęk, a ona ponownie wpadła w moje ramiona.
- Poważnie, trzeba iść do szpitala, krwawisz. - próbowałem jeszcze raz, uśmiechając się do niej ciepło i oglądając uważnie, jak jaj palce wędrowały przez jej głowę, wyglądała na zaskoczoną, widząc krew na swoich rękach, co było widać w jej oczach. Wyraz jej niebieskich tęczówek na sekundę nieznacznie się zmienił, ale potem wydawała się niezainteresowana tym, co się z nią dzieje, była bardziej zmartwiona o coś innego, nie mogłem odgadnąć o co.

- Naprawdę, mogę iść do szpitala później. Teraz pozwól mi odejść. - jej głos był bardzo słaby, na pewno nie chciała aby tak zabrzmiał. Objąłem ją ramieniem i zacisnąłem rękę wokół jej talii, żeby mogła mieć podparcie i chodzić bez upadku. Miała zawroty głowy - to było dość oczywiste - nawet jeśli próbowała nie mogła sprzeciwić się mojej próbie pomocy. Nasz krótki spacer minął w milczeniu, wkrótce umieściłem  ją wewnątrz karetki, obserwując jednocześnie pielęgniarki zamykające drzwi i samochód, znikający powoli z mojego widoku.

Zatrzymałem się na chwilę - nie wiem na jak długo - patrząc na pustą ulicę, podczas gdy deszcz cicho padał. Samochody policyjne już odjeżdżały,  i mogłem zauważyć, jak napięty był wielki facet siedzący na tylnym siedzeniu,  jego głowa opuszczona była w dół, gdy czekał na policjanta, rozmawiającego z jednym z chłopaków, który obserwował walkę sprzed kilku minut.
  
***

-Mamy jeszcze zamiar obejrzeć ten film? Ponieważ zostało niewiele czasu przed jego rozpoczęciem- Davie pojawił się obok mnie klepiąc moje ramię z uśmiechem na twarzy-A i jeszcze jedno, wisicie mi dziesięć dolców- Mark pojawił się obok mnie i razem patrzyliśmy na Daviego zmieszani. 
- To, się nie liczy! Cała grupa była przeciwko niemu.On by wygrał, gdyby był tylko on i mały facet, przecież wiesz! - Mark protestował, a ton jego głosu wzrastał nieznacznie z sekundy na sekundę.

- Założyliśmy się, że duży facet skończy na podłodze. Dziesięć dolarów, dajcie tatusiowi. - on po prostu otworzył dłoń do nas i śmiał się, wyraźnie rozbawiony. Przewróciłem oczami przed wyciągnięciem dolarów z mojego portfela. Mark był zdecydowany, aby mu go nie dawać, ale w końcu się poddał.

- Dobrze, Davie. Wygrałeś ten zakład. Ale musisz kupić popcorn. - ostrzegałem, a on tylko skinął głową, obdarzając nas ja-wygrałem-a wy-przegraliście wzrokiem. To nie wkurzyło mnie tym razem, może byłem w końcu przyzwyczajony do jego przesadzonego ego, kiedy coś wygrał. Tak, być może to było powodem.

Tak naprawdę nie zwracałem uwagi na sceny na ekranie, czy cokolwiek co było w filmie. Ktoś siedzący za mną po prostu nie mógł się zamknąć przez cały film, a Mark i Davie byli zbyt zajęci rzucaniem popcornu na staruszków dwa rzędy do przodu. Czasami myślę, że moi rodzice mieli rację, że oni są czasami zbyt dziecinni i zadałem sobie pytanie, dlaczego wciąż z nimi przebywam.

Po tym w końcu się skończyło, wyszliśmy z sali, oddając okulary 3D, a ja od razu sprawdziłem mój telefon, aby zobaczyć, jak wiele połączeń, otrzymałem w ciągu tych kilku godzin. Co ciekawe, nikt do mnie nie dzwonił, co było dość dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że zawsze ktoś mnie gdzieś potrzebował, żebym coś dla nich zrobił. Czasami był to facet ze szkoły, domagając się ostatniego zadania, jakie nauczyciel zadał lub jeden z moich przyjaciół, zapraszający mnie na jakiś dzień, w którym będę musiał zostać z najlepszym przyjacielem dziewczyny, którą starali się zaciągnąć do łóżka lub wiele innych głupich rzeczy, których nie mogłem wymienić.

- Hej, Haz! Czy możesz zwrócić uwagę na naszą rozmowę?- Mark szturchnął mnie i odwróciłem się gwałtownie, próbując przypomnieć sobie, o czym oni mówili, ale ja po prostu nie mogłem, bez znaczenia ile wysiłku zrobiłem.
- Człowieku, musisz przestać to robić. To irytujące.- przewrócił oczami i po prostu uniosłem jeden z kącików moich ust w uśmiechu.

- Jestem pewien, że para staruszków myśli, że jesteście o wiele bardziej denerwujący niż ja.- Davie tylko zachichotał, gdy Mark lekko uderzył mnie w ramię. Udałem, że mnie to zabolało.

- Ała!- sarkastyczny ton mojego głosu tylko sprawił, że ponownie przewrócił oczami, ignorując mnie, gdy Davie mówił o jakiejś imprezie, na którą chcieliby żebym przyszedł w najbliższy weekend, widocznie ich rodziców nie będzie, a oni mają cały dom dla siebie. To była jedna z zalet posiadania swojego własnego mieszkania, nie musiałem teraz czekać aby być sam - zwykle musiałem wyrzucać ludzi, bo najwyraźniej myśleli, że moje mieszkanie było jakimś klubem czy coś - ale przynajmniej mogłem być zupełnie sam kiedy wszyscy już wyszli.

Davie próbował mnie przekonać, aby pokazał się na tej imprezie, gdy nagle jakiś urzędnik pojawił się za nim i położył mu rękę na ramieniu, zwracając naszą uwagę. Czy zrobiliśmy coś złego? A przez my mam na myśli oni.

- Cześć chłopcy, jest ktoś z was, kto nagrywał walkę sprzed kilku godzin? - patrzył na nas przez chwilę, czekając na naszą reakcje, a ja pokręciłem przecząco głową.

-No to może ktoś inn..

- Tak. To ja. - Mark przerwał mi, biorąc telefon z kieszeni i przekazując go oficerowi. Kiedy zobaczył, że wpatruję się w niego, wzruszył ramionami, jakby to nie było nic wielkiego.

- Co? To było zabawne, a ja myślałam, że mam dobry dowód, aby przekonać Davie, że wygrałem zakład, a nie on.

- Myślałem, że pomagaliście temu facetowi.- ledwo wyszeptał, patrząc kącikiem oka w oczy oficera, który oglądał uważnie film.

- Davie był gotowy im pomóc, wszystko nagrałem.

- Przez cały czas przy tym byliście? - oficer wreszcie skupił swój wzrok na nas, pokiwałem głową a on przyjaźnie się uśmiechnął.

- Wspaniale. Potrzebuję trzech z was u mnie w biurze, musicie złożyć oświadczenia.

Oh wspaniale. To zajmie resztę naszego wieczoru.

--------------------------------------
Macie tu rozdział weekendowy. Kolejny za tydzień :)

5 komentarzy:

  1. Hmmm interesujące czekam co dalej

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne, czekam na nexta
    Możesz informować mnie o nowych rozdziałach
    Pozdrawiam ;*

    ~http://you-are-the-life-to-my-soul.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. na początku trudno było mi sie skapnąć o co chodzi ale blog jest super
    czekam na next <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Troche nie ogarnełam, ale to dopiero 3 rozdział ;)
    * Ps. możecie usunąć weryfikacje obrazkową przy komentarzach? :)

    OdpowiedzUsuń